Jezus jest blisko, gdy nie mogę adorować Go w kaplicy adoruję Go w sobie

Moja ukochana modlitwa naszej Założycielki Matki Tajber

Jezu żyjący we mnie, błogosławię obecność Twoją we mnie! Weź mnie w swoje bosko-zbawcze wszechwładne posiadanie i panuj nade mną w każdej chwili dnia, bym mógł(a) wiernie pełnić wolę Twoją Najświętszą. Żyję jedynie dla Ciebie, Panie, i chcę spełniać wszystko, co zamierzyłeś dokonać przeze mnie. Więc zechciej Jezu działać we mnie i przeze mnie, bym mógł(a) zdążyć dokonać tego, co jest przeznaczone dla mnie.

Ty wiesz, mój Jezu, że chwile życia tak szybko upływają bezowocnie, ja zaś pragnę wszystkie wykorzystać dla chwały Twojej. Więc pociągaj mnie wolą Twoją Najświętszą ku Sobie zamieszkałemu we mnie, bym od Ciebie nie odchodził(a) ani na chwilę, a żył(a) zawsze w Tobie, przy Tobie, dla Ciebie zamieszkałego we mnie.

Pragnę żyć Tobą, mój Drogi Zbawicielu, bym stał(a) się cały(a) Twój (a) i podobny(a) Tobie, byś mógł mnie zdobyć na wieki żyjącego(ą) Tobą, bym stał(a) się wiernym przejawem Twoim.

O Jezu, zabierz mnie catego(ą) w posiadanie Twoje, bym żył(a) w Tobie, z Tobą, dla chwały Ojca Niebieskiego, byś Ty opanował cały mój umysł i wolę moją, bym już myślał(a), pragnął(a) i czuł(a) jedynie przez Ciebie, w Tobie i za łaską Twoją wraz z Tobą.

Niech miłość Twoja przejawia się przeze mnie, myśl Twoja całego(ą) mnie podnosi ku Tobie, a wola Najświętsza niech mnie z Tobą na wieki zjednoczy i uczyni jedno. Amen.

Akt adoracji i zjednoczenia z Jezusem Chrystusem obecnym w nas

(Modlitwa Sługi Bożej M. Pauli Zofii Tajber)

„Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico…”

Tęskniliście kiedyś za wiosną w trakcie jesieni? Za kolorami kwiatów, błękitem nieba, śpiewem ptaków z rana, zapachem maciejki w ogrodzie, szumem drzew, wschodem i zachodem słońca nad morzem? Ja tak i to właśnie teraz, dziś. Za oknem pochmurne niebo. Siedzę w pokoju z nosem przyklejonym do okna, z kubkiem gorącej herbaty z cytryną i tęsknię za słońcem, ciepłem, za ogrodami kwiatów, za nowym życiem – i to nie tylko za oknem, ale również w sobie. Błogosławiona tęsknota za rozwojem.

W Pieśni nad pieśniami czytamy słowa Oblubieńca : ,,O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, … Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico…”.

 Dziś uświadomiłam sobie na nowo, że piękno życia wewnętrznego sprawia iż wiosna może trwać cały rok, wiosna wewnątrz nas. Wystarczy wejść do Ogrodu swej duszy i spotkać się z Tym Który ją zamieszkuje. Każde spotkanie z Jezusem sprawia, że życie wewnętrzne w nas rozkwita, rozwija się i pogłębia. Gdy skupimy się w codzienności na Nim żyjącym w nas, nawet pochmurne niebo na zewnątrz nie będzie straszne, gdy zaprosimy Go do naszych trudności, relacji, pracy zobaczymy, że z Nim możemy wiele i każdy dzień pomimo trudności może stać się błogosławiony i piękny.

s. Łucja

„W Bogu, którego słowo wielbię w Panu, którego słowo wychwalam, w Bogu pokładam nadzieję”

To, co zafascynowało mnie w chrześcijaństwie i nadal fascynuje, to Osobowy Bóg Miłości – Bóg, który pragnie relacji i intymnej przyjaźni, w której możemy oddać Mu swe serca, a On daje nam swoje. Relacji, w której możemy powiedzieć Mu o wszystkim, wierząc, że On chce dla nas dobra nie tylko tu, na ziemi, ale przede wszystkim w niebie.

Bóg który zna prawdę o nas i kocha szalenie. Doświadczenie Jego miłości, rodzi wolność. Kontemplacja Jego spojrzenia w Słowie Bożym uczy dystansu do opinii ludzkich, wykrzywionych sądów, słów. Niesamowita wolność serca która uczy miłosiernego spojrzenia na siostrę, brata którzy nie potrafią czasem czynić dobra i kochać. Wolność serca która uzdalnia do dawania dobra pomimo zranień i bólu. Doświadczyliście kiedyś takiej miłości i wolności?

Miejscem w którym ja jej doświadczam codziennie jest Słowo Pana i Eucharystia. Lektura Słowa Bożego jest dla mnie przestrzenią Spotkania z Jezusem. Słowo czyta moje serce. Duch święty dotyka głębi tego co ukryte, uczuć , pragnień, przyzwyczajeń, przemienia i nadaje nową jakość, jakość Bożą. Lubię wsłuchiwać się w to co Jezus mówi do mnie w Słowie Kościoła. Jeśli się kogoś kocha to chcę się Go słuchać, rozmawiać z Nim, dialogować. Czytanie Słowa uczy mnie słuchać Jezusa, co dla Niego jest ważne nie tylko dla mnie, jakie jest Jego spojrzenie na moje wybory, pracę, relacje, odpoczynek. Słuchając Go uczę się wybierać to czego chce On a nie tylko ja . Nie są to wybory łatwe. Muszę jednak stwierdzić, że lepsze bo uczą mnie kochać dojrzale siebie, Boga i drugich.

s. Łucja

Maryja

Dużo by pisać o Maryi. Chciałam podzielić się tym, czego mnie nauczyła i czego nadal się od Niej uczę.

Po pierwsze: słuchanie. Maryja uczy mnie być kobietą słuchającą. Nie jest to prosta sprawa, przynajmniej dla mnie. Maryja uczy mnie słuchać sercem Słowa Bożego – słuchać i nim żyć. Każdego dnia walczę o to, by Słowo Jezusa było w centrum mojej codzienności. Proszę Maryję, by w moim wrażliwym kobiecym sercu właśnie to Słowo kształtowało pragnienia, uczucia, tęsknoty, a tym samym – kształtowało całą moją osobowość i rzeczywistość.

Po drugie: pokora, prostota i zaufanie. Maryja uczy mnie, że w moim życiu na pierwszym miejscu ma być Bóg. Jeśli On będzie na pierwszym miejscu, to wszystko będzie na swoim miejscu. On pokieruje moim losem tak, jak pokierował losem Maryi. Lubię przypatrywać się Jej postawie wobec Józefa. Maryja nie jest kobietą dominującą. Ona szalenie ufa Józefowi zarówno w Betlejem jak i w momencie ucieczki do Egiptu czy w Nazarecie. Ufa, bo wie, że Józef jest mężczyzną słuchającym Boga i może bezgranicznie powierzyć się takiemu mężowi.

Po trzecie: przeżywanie cierpienia. Maryja uczy mnie, jak przeżywać cierpienie. Przyznaję, że nie zawsze udaje mi się Ją w tym naśladować. Łatwo skupić się na sobie, na swym bólu, na odrzuceniu, na samotności niż ofiarować je Bogu. Nauczyłam się, że cierpienie może być skarbem, który zbliża do Boga, drogą do zjednoczenia z Boskim Zbawicielem. Możemy mu nadać sens, jeśli tyko połączymy go z cierpieniem Jezusa.

Po czwarte: przeżywanie codzienności. Maryja uczy mnie, jak nadawać sens mojej codzienności od momentu porannego wstawania i powierzenia dnia Bogu, poprzez pracę z dziećmi, mycie naczyń, gotowanie obiadu, modlitwę. Lubię sobie wyobrażać Maryję jako prostą kobietę: piorącą pieluchy, przygotowującą obiad Józefowi i Jezusowi, czytającą bajki na dobranoc, zasłuchaną w zwierzenia męża, niosącą wodę ze studni, rozmawiającą z przyjaciółkami. Taką „nadzwyczajnie zwyczajną”, bo żyjącą z Bogiem.

Maryjo naucz mnie przeżywać moje życiowe tajemnice radosne, bolesne, chwalebne tak jak Ty.

s. Łucja

„Panie, nie pozwól mi być głuchym na Twoje Słowo, lecz daj mi serce gorące. (Ps 100,1-2.3.4-5) …”

Za oknem szalony wiatr. Sztorm na morzu. Zimno. Przemoknięta do suchej nitki wchodzę do domu. Zdejmuje zmoknięte ubranie i zaparzam herbatę z cytryną i miodem. Jest mi zimno. Moje zmarznięte ciało po otuleniu kocem i gorącej herbacie powoli wraca do normalnej temperatury.

Siedząc z kubkiem herbaty w ręku myślę o moim sercu. Ono też często potrzebuje „rozgrzania”, „rozpalenia”, nie herbatą i ciepłym kocem ale miłością. Mieliście tak kiedyś, że czuliście, że wasze serce „ostyga”? Ja tak. Moje serce zamarza, gdy zapominam o Jezusie. Gdy nie znajduje czasu na codzienną adorację, wsłuchiwanie się w Boże słowo, modlitwę. Moje serce wtedy choruje, łapie wirusa bo przestaje być czułe, delikatne, troskliwe, myślące o wieczności.

Po kilkuminutowych przemyśleniach, ubieram mój ukochany habit i gruby sweter i schodzę do kaplicy, potrzebuje dziś tak bardzo „napoju miłości” mego ukochanego Boga.

s. Łucja