Wąska ścieżka

(grafika: @Piękna)

 

Stacja I

Wyrok.

Często jestem dla siebie Piłatem.

Patrzę z potępieniem, na swoje słabości, upadki, ciało.

Jezu stojący przed sądem Piłata, naucz mnie czułego spojrzenia

na moją Kobiecość.

Daj łaskę doświadczenia, że jestem Perłą.

 

Stacja II

Krzyż

Niechciany, odrzucany.

Jestem nim Ja, gdy odrzucam siebie z tym co we mnie słabe, zranione, kruche.

Jezu tulący krzyż z miłością na swych ramionach, przytul dziś i mnie,

w ranach serca w których nie ma miłości.

 

Stacja III

Upadek

Gdy staję się bogiem dla siebie samej, Ty leżysz ,,przywalony” moim Ja.

Jezu naucz mnie pokory.

 

Stacja IV

Dała Ci Wszystko, czułość i obecność.

To co najmocniej boli Miłość to grzech obojętności.

 

Stacja V

Pośpiech, zmęczenie, przymus pomocy. Zapomniał, że jest Wieczność.

Przepraszam Panie za brak Pamięci o niebie.

 

Stacja VI

Czystość spojrzenia, dotyku. Twarz Kobiety odkupionej.

Jezu dziękuje, że odbijasz swe oblicze na moim sercu w sakramentach.

 

Stacja VII

Obojętność.

Miłość- żar, namiętność, ogień.

Za grzech przeciętności, wybacz mi Panie.

 

Stacja VIII

Jest cierpiętnictwo nie mające nic wspólnego z Cierpieniem

bezowocne na wieczność,

przeżyte bez Ciebie.

 

Stacja IX

Są takie chwile w życiu, że zostaje na Tej Drodze tylko dla Ciebie.

Podnieś mnie, i nieś gdy chcę zawrócić.

 

Stacja X

Nagi. Ty Bóg. Uczysz, że Czystość może być Bosko Piękna.

 

Stacja XI

Ból Duszy. Cierpisz gdy grzechem mówię, że Cię nie znam.

 

Stacja XII

To co miało być końcem stało się Początkiem.

Na krzyżu ,,rodzisz” Nową Ewę ubraną w szaty Zbawienia.

Zwycięż dziś we mnie.

 

Stacja XIII

Nadzieja.

Maryjo bądź przy mnie  gdy chcę zejść z krzyża Miłości.

 

Stacja XIV

Grób przemieniony w Ogród.

Żyjesz we mnie, pachnę wonią Twojej obecności.

 

s. Łucja

W Jego rękach

 

Zaczął się Wielki Post, dla mnie wręcz  nietypowo. Zachorowałam na covid. Jeszcze nigdy w jednym dniu nie straciłam tyle energii i siły. Dla niektórych to ot zwykła grypa, inni twierdzą, że wirusa nie ma, nie pisze tutaj po to by polemizować czy wchodzić w dyskusję, piszę by podzielić się co może nauczyć cierpienie, doświadczenie choroby, która odbiera ci siły, wzmacnia silny ból, rodzi bezsilność. W takiej chorobie,  nie możesz nic. Z trudem panujesz nad własnym ciałem. Pojawia się lęk, niepewność, bezradność. Jako chrześcijanka, przeżywam te uczucia jak inni, z jedną może różnicą wszystkie przeżywam z Nim. Przeżywając cierpienie można skupić się na sobie, na bólu, lęku, niepewności i jest to gdzieś normalne i ludzkie. Uruchamiają się wszystkie mechanizmy obronne walczące z lękiem. Wielką nadzieją w tym wszystkim jest krzyż, przynajmniej był i jest dla mnie. Patrząc na niego w moim pokoju, kontemplując rany Jezusa, mogę doświadczyć i doświadczam w bezsilności Jego siłę, w lęku Jego czułą obecność, w smutku osobiste doświadczenie miłości, w  ciszy Jego  dobre Słowo.

Choroba uczy, że nie jesteś i nie jestem Panem własnego życia. Jest Ktoś kto jest ponad Tobą i mną. Dobry Bóg, który mówi, czule  w sercu,  odpuść, zajmę się Tobą i wszystkim. Zatroszczył się,  przy drzwiach wejściowych posłał Aniołów którzy przynieśli owoce, ogórki i leki, dał i daje czułe słowa Przyjaciół zapewniających o modlitwie, dobre Siostry podające pożywienie i co najważniejsze daje Siebie zapewniając będę blisko, przezwyciężysz to ze mną, poprowadzę.

Z modlitwą

s. Łucja

Jezus

 

Pasja  to bliskie memu sercu  słowo. Mam ich wiele: czytanie książek, gotowanie, wspinaczki górskie, słuchanie muzyki, nauka, zgłębianie pedagogiki i psychologii – szczególnie dziecięcej. Lubię rozwój, ruch, działanie ale i kocham swój introwertyzm – samotne spacery, kontemplację przyrody w ciszy i w osamotnieniu.

Wśród wielu pasji jedną z największych i centralnych w mym życiu jest Jezus, który codziennie mnie zaskakuje swym słowem, obecnością i niepowtarzalnością. Jest to jedyna pasja, która integruje me życie, scala mą osobowość. Dlaczego o tym dziś piszę?

Zastanawiam się ostatnio nad sensem życia, nad bieganiną, nad moim zmęczeniem. Pytam siebie, jako kobieta, o sens i cel każdego mego dnia. Gdy po raz kolejny po aktywnym dniu i krótkiej nocy przychodzi mi wstać rano na modlitwy o 5:20, pytam siebie:  Po co? Dla kogo? I może to dziwnie zabrzmi, ale ja, jako siostra żyjąca od kilku lat w zakonie, lubię sobie zadawać takie pytania: Po co wstaję? Czy muszę? Dla kogo żyję? Jaki jest motyw mego działania?  Gdzie szukam prawdziwych relacji przyjaźni? Co przynosi mi radość a co smuci? Jak chcę  żyć?

Wśród wielu pasji codzienności można zgubić tę jedną, centralną, która daje rozwój, scala osobowość i ubogaca nasze relacje. Wśród aktywności i licznych zajęć można tak łatwo zaniechać kontemplacji Słowa, uciec od milczenia i zagubić się w tym, co drugorzędne…

Jako kobieta uwielbiam zanurzać się w szczegółach, gubiąc czasem istotę i to, co najważniejsze. Nie chcę tego stracić, nie chcę stracić pasji poznawania Boga przez Jego Słowo i przez kontemplację, modlitwę. Dlaczego? Bo to mi daje życie! To nadaje memu życiu sens.

To jest tak, jak w życiu kobiety, gdy wychodzi za mąż i staje się żoną i mamą. W jej życiu na pierwszym miejscu znajduje się rodzina. To staje się dla niej szansą rozwoju miłości, która jest najważniejszym sensem życia. Tak samo i u mnie – moim sensem jest On i ci ludzie, których daje mi  do Kochania w codzienności.

W Dniu Życia Konsekrowanego życzę Wam rozwoju wielu pasji, ale przede wszystkim tej jednej, którą jest relacja z Jezusem i z najbliższymi.

 s.Łucja